2012
Apokalipsa?
Koniec świata

Końcem świata możemy nazwać zapadła wiochę, z trzydziestoma mieszkańcami gdzieś na odległym zakątku świata, gdzie tak naprawdę nikt nie był, ale słynny przewodnik gwarantuje co innego. Koniec świata dla niektórych to niezdana matura tudzież inne fiasko edukacyjne. Jeden z końców świata mojej matki nastąpił, kiedy przefarbowałam włosy. Takich końców świata mamy dzień w dzień tysiące, każdy ma swój mały koniec świata, taki nieco większy, czasem prywatną katastrofę i wtedy koniec świata należy rozumieć w sposób poważny. Dla dziecka końcem świata może okazać się brak możliwości pożarcia kolejnego opakowania chipsów, dla nastolatki nieodwzajemniona miłość, później brak pracy jest końcem świata, śmierć bliskiej osoby, własna starość również bywa końcem świata. Jednak tak rozpatrywany koniec jest bardzo osobistym przestawieniem tematu, jest bardzo względny i delikatny, a każdy z nas decyduje czy nastąpił czy to tylko jego zapowiedź.
Czym zatem będzie całościowy, uniwersalny koniec świata? Skoro Apokalipsa jest symbolicznym proroctwem, to może koniec świata powinniśmy uznać za kolejne rzeczywiste upadki natury i cywilizacji tragiczne w konsekwencjach dla całego życia na Ziemi. Koniec świata według wielu cywilizacji już nastąpił bądź nastąpi w niedalekiej przyszłości, tak jak w 1999 swoista paranoja opanowała świat tak teraz, kiedy nieuchronnie zbliżamy się do roku 2012 napięcie i niepewność związana z końcem świata wzrasta. Jedna z interpretacji kalendarza Majów oraz kodu „Biblii” daje dowody, że koniec naszej cywilizacji nastanie właśnie 2012. Problemem może być tylko dokłada data, ale czy przy takim wydarzeniu miesiąc do przodu czy wstecz ma jakieś znaczenie? W każdym razie znawcy kodu Biblii, (izraelscy naukowcy), już w 1994 wyczytali z wierszy Pisma Świętego przepowiedź II Wojny Światowej, masakrę w Hiroszimie czy genialne odkrycia Einsteina. Zakładając, że właśnie te zdarzenia znawcy zauważyli „między wierszami” „Biblii” a teraz zakładają, kolejną informacja jest koniec świata w 2012 powinniśmy im wierzyć. Pytanie tylko na ile ich interpretacje tego tekstu literackiego jest poparta jakimś dowodem. Kolejne skomplikowane obliczenia badaczy dowodzą, że koniec nastąpi, kiedy, nie będzie następcy papieża. Dla osoby żyjącej w kraju gdzie formalnie 90% społeczeństwa to katolicy nie mogę nawet gdybym bardzo pragnęła dopuścić do myśli, że kiedykolwiek zabraknie papieża. Jednak badacze, dowodzą, że tak nastąpi. Wydaje się jedynie nieco zniechęcającym absolutny brak do konkretnych liczb, podstaw, tez i ich dowodów, bardzo ciężko odkryć stricte naukowe prace dotyczące tych twierdzeń. I tak jak tu można polemizować tak naukowe badania z 2001r dają do zrozumienia, że zagrożenie istnieje w postaci asteroidy nazwanej 2001 YB5. Astronomowie sklasyfikowali nowe odkrycie, jako niebezpieczne, ponieważ w razie zmiany kierunku swojego biegu może bezpośrednio zagrażać ziemi. I tu nasuwają się obrazy rodem z książek o kosmosie, wybuchach, statkach kosmicznych i ewakuacji na inne planety. Tylko mimo tego naukowo przecież udowodnionego zagrożenia nie widać specjalnego przejęcia tym faktem ze strony rządów państw wiodących czy nawet niewiodących. Czy gdyby katastrofa była faktycznie realna, nadal dyskutowalibyśmy o wizach do USA, konfliktach zbrojnych na wschodzie czy głodzie w Afryce? Mając wizję rychłego zderzenia z meteorem, zatem, sytuacją, której konsekwencje dla ludzkości są średnio przewidywalne, wydawałoby się, że mądre głowy rządzące powinny w pierwszej kolejności zająć się przygotowaniem obywateli do tej sytuacji, zabezpieczeniem tego, co da się zabezpieczyć i z innymi mądrymi głowami starać się przewidzieć co będzie do zrobienia po wizycie tego meteoru na naszej planecie. Jakby nie patrzeć być może jest to nietypowy, ale jednak obowiązek władz. Ale w tym temacie cisza i nie ma ogólno światowej, a nawet europejskiej partii przeciwdziałania katastrofom kosmicznym. Zatem można zakładać, że przywódcy państw mają już swoje własne wykupione planety z basenem i jacuzzi, a w najgorszym wypadku bunkry nieopodal swoich rezydencji, albo też można pokusić się o tezę, że odkrycie badaczy jest na tyle jeszcze nieokreślone a jego wpływ na naszą planetę niepewny, że po prostu nie ma potrzeby przejmować się bardziej niż przeciętnie. Pomijając tak nietypowe prognozy możemy liczyć jeszcze na całkiem popularny – wszak opisywany wielokrotnie w pracach naukowych ostatnich lat – potop. Efekt cieplarniany, o którym słyszymy cos raz częściej i coraz groźniej gwarantuje nam w niedalekiej przyszłości nie lada problem. Obecne doskwierający światu problem braku wody zmieni się w skrajnie odwrotną sytuację. Topniejące lodowce schowają Bangladesz, Szczecin czy Gdańsk a nawet Nowy Jork. Poza Efektem cieplarnianym za tą tezą przemawiam wspomniany wcześniej kod biblijny – wskazując rok 2012 jako najwłaściwszy czas katastrofy.
Najbardziej przemawia do sceptyków czarnowidztwa powiększająca się elita. Elita państw, które jednym skinieniem palca zamienić mogą w pył znaczną powierzchnię ziemi. I w tym wypadku nie ma co liczyć na proroctwa, przesłanki naukowe, tezy czy inne nie do końca pewne poglądy tylko należy wierzyć w ludzki rozum na tyle na ile się da. Realnym zagrożeniem jest użycie argumentu w negocjacjach międzynarodowych, który zdmuchnie rywala a przy tym kilka państw sąsiednich. I to nie żadna magia tylko zwykła ludzka natura, która bywa jeszcze mniej przewidywalna niż ta, która dzieli się z nami różnymi klęskami żywiołowymi. Optymistycznie patrząc na koniec świata należy sobie powiedzieć, wprost, że „wszystko mija nawet najdłuższa żmija” (jak mawiała moja babcia), dalej optymistycznie patrząc, skoro ma minąć i nie mamy na to specjalnie wpływu, wydaję się niezłą wizją spędzanie swoich ostatnich lat w stanie wzmożonej beztroski lub chociaż nie stwarzanie sobie większych problemów niż te dotychczasowe. Każdy miewa od czasu do czasu swój mały koniec świata, zatem ten wielki, ogólnoświatowy można by uznać za wielkie połączenie, a wiadomo, że w „kupie raźniej”.